Pierwsze dni... wspomina Eugeniusz Merkel.

Archiwalne artykuły historyczne, które pojawiały się na łamach Dwutygodnika Szczecineckiego TEMAT. http://www.temat.net
Post Reply
Szczecinek.org
Posts: 168
Joined: 02 Feb 2009, 21:13

Pierwsze dni... wspomina Eugeniusz Merkel.

Post by Szczecinek.org »

Zbliża się kolejna rocznica związana ze zdobyciem Szczecinka. Zakończenie wojny dla większości Polaków kojarzy się przede wszystkim z wędrówką ludów. Z zachodu wracali więźniowie obozów koncentracyjnych, zaś ze wschodu setki tysięcy wysiedlonych ze swoich rodzinnych domów. Ładowano ich do towarowych wagonów udających się do Polski w nowych, wyznaczonych przez Stalina granicach. Po wielu tygodniach podróży wygnańcy wysiadali na stacjach i stacyjkach Pomorza, Dolnego Śląska i Ziemi Lubuskiej. W nowym miejscu czuli się obco. Wierzyli, że znaleźli się tutaj tylko tymczasowo.

Image

- Przyjechaliśmy do Szczecinka 3 marca 1945 roku - wspomina Eugeniusz Merkel, jeden ze świadków tych wydarzeń. - Moja rodzina pochodziła z Łodzi, ale jeszcze przed wybuchem wojny zamieszkaliśmy na Kresach. Mój ojciec był lekarzem a ja urodziłem się w Nowogródku. Było to miasteczko, do którego nie dochodziły nawet tory kolejowe.
- Po wyzwoleniu (w 1944 roku - dop. red.) ojca wcielono do armii sowieckiej. Był tam lekarzem i wędrował wraz z przemieszczającym się frontem. Dał nam znać, że jest w Szczecinku i w ten sposób znaleźliśmy się tutaj. Ojciec początkowo pracował w tutejszym szpitalu. Zostawiliśmy cały nasz dobytek i przejechaliśmy do Szczecinka. Dwóch moich braci bliźniaków poszło z armią kościuszkowską. Przyjechałem tutaj z mamą i dwójką moich młodszych braci. Zanim na stałe przeprowadziliśmy się do Okonka - tam ojciec został kierownikiem przychodni, zamieszkaliśmy najpierw przy ul. Toruńskiej. Mieszkanie otrzymaliśmy z Państwowego Urzędu Repatriacyjnego. Był to dom czterorodzinny.
- W tamtym czasie nie miałem okazji widzieć takich miast, jakim wtedy był Szczecinek. Trudno go było porównać z miejscem, w którym dotychczas żyliśmy - inna kultura, zupełnie inne warunki bytu. W tym czasie w mieście było bardzo dużo Niemców. Polaków było jeszcze bardzo mało. Cała dzielnica w okolicy dworca była zasiedlona przez Rosjan. Jako młody człowiek włóczyłem się po mieście i widziałem, że przyjeżdżała wówczas cała masa szabrowników.
- Na rampach dworca kolejowego stały sterty rowerów, różnego rodzaju sprzęt gospodarstwa domowego, sprzęt rolniczy ściągany z najbliższych okolic - niemieckie traktory lantzbuldogi, hannomagi. Rosjanie wywozili wszystko, co było możliwe. Polacy się nie raczej nie obłowili. Tylko majątki zajęte przez Wojsko Polskie zdołano uratować przed rozszabrowaniem.
- Pewnego razu zajrzałem do opuszczonego przez Niemców budynku przy Toruńskiej. Wszedłem do jednego z mieszkań. Wewnątrz wszystko było na swoim miejscu, na podłodze leżały nawet dywany. Kiedy wszedłem do sypialni poczułem niesamowity odór. Zauważyłem spod kołdry wystające dwie głowy. Okazało się, że w łóżku leżały trupy zastrzelonych przez Rosjan małżonków.
- W tym czasie na ulicach widać było, w których domach mieszkają Polacy. Każdy z nas w oknie swego mieszkania zawieszał biało - czerwone barwy. Miałem taki przypadek, że pewnego dnia przyszła do nas Niemka, mówiąc, że to jest jej mieszkanie. - Chcę was wyrzucić, bo wracam na to mieszkanie. Odpowiedziałem: - Masz szczęście, że zostawiamy ci mieszkanie nierozszabrowane. Wyjeżdżamy do Okonka i zostawimy ci mieszkanie takie, jakie zastaliśmy.

Image

Z końcem maja otrzymaliśmy domek w Okonku. Dopóki Niemcy nie wyjechali za Odrę, wszyscy czuliśmy się tutaj tymczasowo. Niemcy wcale nie byli potulni. Na ulicy często wyzywali nas od polskich świń, plując nam w twarz. Każdy z nas miał broń. Polaków z dnia na dzień przyjeżdżało coraz więcej, ale wracali też i Niemcy. Mieli duże poparcie ze strony Rosjan - ci nawiązywali kontakty z kobietami, obcując z nimi. Zdarzało się, że dzięki takim właśnie znajomościom wieczorem przychodzili i wyrzucali Polaków z domu.
- Rosjan trzeba było się wystrzegać. Na porządku dziennym były rabunki i napady. Na ulicy robili rewizje zbierając pieniądze czy zegarki. Na każdej ulicy były rosyjskie posterunki.
- Szczecinek nie był zniszczony. Tylko gdzieniegdzie widziałem popalone budynki. Niektóre z nich były podpalane przez szabrowników. Każdy transport był przez nich oblepiony. Jedni przyjeżdżali, drudzy wyjeżdżali. Większość zabudowy w centrum miasta wzdłuż ul. Żukowa (dz. Wyszyńskiego) czy ul. Lipowej, była parterowa, zbudowana z pruskiego muru. Na tych terenach głodu nie mieliśmy. Powstało kilka piekarni, jedną z pierwszych była piekarnia pana Bizio przy ul. Żukowa - dzisiaj w tym miejscu znajduje się biblioteka. Wojsko przywoziło ziemniaki, wysypując je na kupę na placu Wolności. Kto potrzebował ten brał.
Pan Eugeniusz Merkel wspomina niepokój - prawie panikę, jaka powstała, kiedy 9 maja gruchnęła wieść o podpisaniu przez Niemców kapitulacji. W tym dniu, kto tylko miał broń strzelał, ale na wiwat.

Jerzy Gasiul
Dwutygodnik szczecinecki Temat.
2 lutego, 2005
www.temat.net
Post Reply